poniedziałek, 31 października 2016

Marzyciel w klasztorze

Być mnichem, to być artystą, słyszeć grę świateł podczas ciemnej nocy...

Św. Rafał Arnáiz Barón, trapista, (1911, Burgos — 1938, Dueñas) mnich i mistyk, patron trapistów i młodych, artysta i marzyciel, który ponad swe młodzieńcze marzenia umiłował Chrystusa obecnego w twardej rzeczywistości. Jego wspomnienie przypada na 26 kwietnia




Rafał Artur Alwar Józef od Niepokalanego Poczęcia i św. Ludwiga Gonzagi (hiszp. Rafael Arturo Alvaro José de la Inmaculada Concepción y San Luis Gonzaga) Arnáiz  Barón urodził się 9.4.1911 r. w Burgos w Hiszpanii. Był najstarszym z czworga dzieci Rafała Arnáiz y Sánchez de la Campa i Marii Mercedes Barón y Torres. Rodzice, bardzo religijni, należeli do arystokracji. Ojciec, prawnik, pracował jako inżynier leśnictwa a matka pisywała do lokalnej prasy. Rafał ochrzczony został 21.04.1911 r. w kościele pw. św. Agaty w Burgos.

Nauczanie rozpoczął od prowadzonego przez Towarzystwo Jezusowe kolegium pw. Najświętszej Maryi Panny Miłosierdzia i św. Franciszka Ksawerego w Burgos. Po kilku miesiącach jednakże ciężko zachorował na zapalenie płuc, spowodowane zakażeniem pałeczkami okrężnicy. Wywieziony został do Madrytu i tam wyzdrowiał. Wdzięczni rodzice poświęcili go latem 1922 r. Najświętszej Maryi Pannie, w bazylice pod Jej wezwaniem w Saragossie . Wcześniej, bo w 10.1921 r., powrócił do szkoły, tym razem do jezuickiego kolegium pw. św. Ignacego z Loyoli w Oviedo, gdzie jego ojciec otrzymał pracę. Dał się poznać jako zdolny uczeń, szczególnie z matematyki, ale także z rysunku i malowania.

W 1926 r. rozpoczął, na własne życzenie, lekcje u znanego malarza–pejzażysty Eugeniusza Tamayo y Muñiz . Stało się jasne, że obdarzony został artystycznymi, intelektualnymi i duchowymi zdolnościami. Nie zrobiły one z niego wyniosłego ponuraka— wręcz przeciwnie, był radosnym, wesołym, otwartym na świat i ludzi, pełnym szacunku i pokory człowiekiem.

Głos powołania
Szkołę średnią skończył w 1929 r. i wówczas zaczął rozeznawać swoje powołanie, pomógł mu w tym czas który w wakacje — w nagrodę za wyniki — spędził z wujostwem Leopoldem i Marią, w ich rezydencji Pedrosillo w pobliżu Ávila. Z rodziną łączyła go głęboka duchowa przyjaźń.

Korzystając z wolnego czasu dużo podróżował po Kastylii. Odwiedził m.in. miasto Salamankę. W przygotowaniu do studiów architektury, które zamierzał podjąć, podziwiał jej architekturę. Znalazł też czas, by stworzyć witraż w kaplicy swojego wujostwa. Dzięki wujostwu poznał w 1930 r. klasztor Zakonu Cystersów Ściślejszej Obserwancji (łac. Ordo Cisterciensis Strictioris Observantiae – OCSO) — czyli trapistów — pw. św. Izydora w miejscowości Dueñas, ok. 150 km na północ od Ávili.

Zachwycił się nim. Pociągało go jego ciche piękno i unoszące się nad nim dźwięki śpiewnych chorałów gregoriańskich, na przykład Salve Regina, śpiewanego codziennie podczas komplety - ostatniej modlitwy, przed udaniem się na spoczynek.

Trapiści, zakon ściśle przestrzegający regułę św. Benedykta z Nursji, żyją w pełnej izolacji od świata. Mnichów obowiązuje tzw. „wielkie milczenie” pomiędzy zakończeniem komplety a modlitwami porannymi następnego dnia. W ciągu dnia mogą porozumiewać się ze sobą specjalnym językiem migowym. Siedem razy dziennie zbierają się w kościele na liturgii godzin.

W trappie Obowiązuje ścisła asceza. Polega ona na stałym i ograniczaniu własnych potrzeb, mającym na celu dążenie do bliskości Boga w codziennym oddaniu Mu siebie. Oprócz milczenia przybiera ona także formy postów. Przez większą część roku obowiązuje ścisły post jakościowy, nie je się mięsa, a ryby są rzadko. Pewnych okresach obowiązuje też post ilościowy (na przykład w Wielkim Poście). Strawa mnichów jest niezwykle prosta, żywią się bowiem głównie jarzynami, serem i chlebem.

Gdy po raz pierwszy odwiedził klasztor w Dueñas był już — od 26.4.1930 r. — studentem architektury na Wyższej Technicznej Szkole Architektury w Madrycie. Mimo niełatwych studiów życie duchowe wciągało go coraz bardziej. Stał się nawet członkiem Stowarzyszenia Nocnych Adoracji Najświętszego Sakramentu.

Po trzech latach musiał przerwać studia, bowiem w dniach 15.1 - 26.7.1933 r. powołany został obowiązkowej służby wojskowej. W trakcie służby pragnienie monastycznego życia jeszcze bardziej się zwiększyło. Po spełnieniu obowiązku wojskowego powrócił do Madrytu, na studia, ale już 12.1933 r. napisał list do trapistów w Dueñas z prośbą o przyjęcie.

Klasztor i choroba
15.1.1934 r. pożegnał się z rodziną i wraz z ojcem pojawił się u bramy klasztoru pw. św. Izydora. Nie było to jedyne takie zdarzenie w rodzinie Arnáiz: jeden z dwóch braci Rafała został mnichem Zakonu Kartuzów, a siostra urszulanką. Rozpoczął postulat, a następnie 18.2.1934 r. przywdział habit, przyjął imię zakonne Rafała Marii i rozpoczął nowicjat, mający prowadzić do kapłaństwa.
Cztery miesiące po wstąpieniu okazało się, że Rafał choruje na cukrzycę. W ciągu 8 dni traci 12 kg wagi. Choć znano już wówczas przyczynę choroby i od kilkunastu lat dostępna była insulina, jego choroba nie pozwalała na przetrwanie w trudnych warunkach życia, jakie narzucają sobie trapiści i musiał klasztor opuścić. 26.5.1934 r. przyjechał po niego ojciec.

Przez półtorej roku przebywał w najpierw u rodziny w Oviedo, potem w willi rodzinnej niedaleko Madrytu oraz u wujostwa w Ávila. Po 18 miesiącach poczuł się na tyle dobrze, by jeszcze raz spróbować. 11.1.1936 r. wrócił do Dueñas.

Nie przyjęto go do nowicjatu — jednym z ważniejszych ślubów, które składają trapiści, oprócz ślubu ubóstwa, czystości, posłuszeństwa, dążenia do świętości, jest bowiem ślub stałości miejsca, a tego nie można było w przypadku Rafała zagwarantować — ale jako prostego brata zakonnego — oblata, osobę ofiarowaną, pozostającą w społeczności, dzielącą jej losy, ale nie składającą ślubów.

Zaakceptował swój status, przywdział brunatny habit i stał się prostym bratem Rafałem Marią. Codziennie jednak musiał brać dwa zastrzyki insuliny. Pragnął „Żyć życiem chorego trapisty, z uśmiechem”, w przekonaniu, że jego „serce nie należy do trapistów, ani do świata, ani do nikogo innego, tylko do Boga, ukrzyżowanego Boga”. Najbardziej wyrazistą cechą jego duchowości było pragnienie współuczestnictwa w tajemnicy Krzyża przez cierpienie, utożsamienie się z Ukrzyżowanym, głębokie życie modlitwy i obcowanie z Chrystusem w Eucharystii.

Trudna droga małych ofiar
Bacznie obserwował swój stan i przemyślenia. Notował m.in. „Bóg powołuje mnie do świętości i gdy obieram ziemniaki i gdy żądzę imperium”. Właśnie gdy kiedyś obierał warzywa stwierdził: „Ponury dzień. Ciemne chmury. Wieje porywczy wiatr. Spada kilka kropel zraszając niechętnie szyby. I jest zimno. Tak naprawdę oprócz zimna, które czuję w zmarzniętych stopach i zesztywniałych dłoniach, resztę widzę tylko w wyobraźni, bo nie wyglądam przez okno. Popołudnie jest ciemne i wszystko wokół wydaje się smutne. Cisza mnie przytłacza i wydaje się, że jakieś małe diablątka bawią się mną i tym co nazywam ‘wspomnieniami’. Miej cierpliwość i czekaj. Mam nóż w ręku a przede mną kosz z ogromnymi, białymi  marchwiami — jak mi się wydaje — ale to rzepa. Co mogę zrobić? Nie ma wyboru, muszę je obrać. Czas płynie powoli i mój nóż powoli przemieszcza się między skórką a miąższem rzepy, który odkładam na stos pięknie obranych. Diablątka ciągle we mnie walczą. Dlaczego opuściłem dom i tu przybyłem i obieram te brzydkie rzeczy, w przejmującym zimnie? To śmieszne siedzieć obierając rzepę z powagą grabarza! Malutki i delikatny diabełek wchodzi głębiej i przywołuje mój dom rodzinny, rodziców i braci, i wolność jaką zostawiłem za sobą, by zamknąć się tutaj z soczewicą, ziemniakami, kapustą i rzepą!

Ponury to dzień. Nie patrzę w okno — ale wyobrażam sobie jak smutno musi być na zewnątrz. Ręce mam czerwone, czerwone jak diabły, moje stopy skostniały. A moja dusza? Panie, może i moja dusza trochę cierpi..nieważne...Uciekam w milczenie. Czas upływa na przemyśleniach, rzepie i zimnie, gdy nagle, jak podmuch wiatru, moją duszę przenika jasne, mocne światło, boskie światło, błyskawica…

Ktoś mnie pyta co robię. Co robię? Przenajświętsza Dziewico! Co za pytanie! Obieram rzepę! Obierasz rzepę? Dlaczego? Serce mi skacze i odpowiadam bez namysłu: Obieram rzepę dla miłości, dla miłości Jezusa Chrystusa. Wewnątrz, głęboko w duszy, wielki spokój zastępuje poruszenie, które czułem chwilę temu.

Nie mam nic do dodania, co pomogłoby to zrozumieć. Mogę tylko powiedzieć, że można zamienić najmniejsze nawet rzeczy na tym świecie w akt miłości Bożej. Otwarcie i zamknięcie powieki — poczynione w Jego imię -może nam uchylić Nieba. Obranie paru rzep dla miłości Bożej może oznaczać tyle, co podbicie Indii. 

Myśl, że tylko poprzez Jego miłosierdzie mam wielkie szczęście czynienia czegoś dla Niego, wypełnia mą duszę taką radością, że mógłbym — gdybym poddał się porywowi — rzucać rzepą na prawo i lewo, by oddać tym korzeniom ziemi jakąś część radości mego serca. Mógłbym zacząć żonglować rzepami, nożem i fartuchem.” Kończył rozważania: „Jeśli dane mi będzie żyć wiele lat w opactwie zamienię niebo w rodzaj rynku warzywnego. Gdy Pan mnie zawoła i powie mi ‘Koniec z obieraniem, porzuć nóż i fartuch i idź cieszyć się tym, co zrobiłeś’, i gdy pojawię się w niebie i zobaczę Boga i świętych — a między nimi stosy warzyw — nie będę się mógł, Panie, powstrzymać i …wybuchnę śmiechem! […] Nie będę mógł zaoferować nic innego, ale Bóg akceptuje wszystko, co pochodzi z serca — czy są to pietruszki czy imperia”.

Na jego drodze do świętości i ujrzenia „stosów warzyw” w obliczu Boga i świętych stanąć miała jeszcze nie jedna przeszkoda.

Niespokojne czasy
Atmosfera w Hiszpanii zagęszczała się już od lat. W 1931 r. upadła monarchia króla Alfonsa XIII Burbona i nastała tzw. Druga Republika Hiszpańska. Wraz z nią uchwalono — wśród wielu innych— pierwsze, uderzające bezpośrednio w Kościół katolicki, akty prawne. Pod przykrywką „jedności” narodu lewackie władze, zasilane wsparciem Rosji sowieckiej, kreowały atmosferę nienawiści wobec chrześcijan.

Ulice przejmowali bojówkarze wszelkiej lewackiej maści. Zaczęły płonąć świątynie, inne były zamieniane na magazyny. Coraz częściej zdarzały się bezpośrednie ataki na duchownych.
17.7.1936 r. gen. Franciszek Franco y Bahamonde rozpoczął rewoltę. Część wojska hiszpańskiego zbuntowała się. Hasłem hiszp. „En toda España el cielo está despejado” („Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne”), nadanym przez Radio Ceuta w Maroku Hiszpańskim, oraz wydaną następnego dnia, 18.7.1936 r., odezwą— czyli publiczną deklaracją nieposłuszeństwa — zaczęła się wojna domowa.
Północna Hiszpania, w tym region Kastylii i León, szybko została opanowany przez wojska Franco. Uniknęła w ten sposób najgorszych szaleństw lewackich.

W całej Hiszpanii bowiem „czerwony terror” pochłonąć miał 13 biskupów, 4,172 diecezjalnych kapłanów i kleryków, 2,376 zakonników i mnichów, 95 seminarzystów oraz 283 siostry zakonne — razem co najmniej 6,832 ofiar.
Tysiące kościołów i miejsc modlitwy, ślady prawie 2 000 lat obecności chrześcijaństwa w Hiszpanii, niezliczone niepowtarzalne i bezcenne zabytki uległy barbarzyńskiemu, bezpowrotnemu zniszczeniu.
29.9.1936 r. Rafał został powołany do armii republikańskiej Franco. Pojawił się na rozkaz ale po kilku miesiącach został uznany za niezdolnego do służby wojskowej. 6.12.1936 r. powrócił do klasztoru.

Dojrzała ofiara
Rafał był otwarty na rzeczywistość swoich czasów – w ostatnie lata jego życia, które przypadły w okresie wojny domowej w Hiszpanii – ofiarował swoje cierpienie za trzydziestu zakonnych współbraci, którzy zostali powołani do wojska: żaden z nich nie odniósł obrażeń i wszyscy powrócili do klasztoru.

Choroba cały czas się pogłębiała. Nie będąc w stanie złożyć ślubów zakonnych żył w klasztorze zajmując ostatnie miejsce wśród swoich konfratrów, wewnątrz ale niejako na marginesie społeczności.
Świadectwem duchowej dojrzałości, jaką osiągnął w tak młodym wieku, są jego liczne pisma ascetyczne. Rafał opisuje w nich rzeczywistość życia wewnętrznego, poznaną dzięki osobistemu doświadczeniu, z wnikliwością i precyzją, która zdumiewa znawców, jako że autor nie miał żadnego formalnego wykształcenia teologicznego.

Pisma te zyskały wielki rozgłos w Hiszpanii i rozbudziły pragnienie naśladowania drogi Rafała. Zwłaszcza dla ludzi młodych stał się przykładem pełnej miłości i bezwarunkowej odpowiedzi na Boże wezwanie. «Tylko Bóg!» – powtarzał często w swoich pismach duchowych.

Kolejna rozłąka
6.2.1937 r. znów musiał opuścić klasztor, bowiem opat obawiał się o jego życie. Zapisał wówczas: „Trzeci raz zdejmuję mój habit i zakładam ubrania cywilne. Trzeci raz umieram z żalu. Myślałem, że Bóg mnie opuścił. Za drugim razem uczyniłem to w związku z wojną, to było jak udanie się na wakacje.  Nowość, którą przyniosła wojna, ciekawość, parę dni odpoczynku od pokuty wydawały się dobre. Wiedziałem, że powrót do klasztoru będzie trudny. Wydawał mi się, że Bóg mnie sprawdza. Za trzecim razem — teraz — widzę w tym wyraźnie rękę Boga, bo cierpienie jest jedyną walutą, która kiedyś będzie miała wartość. Wiem, że Bóg mnie nie opuszcza, ani mnie nie sprawdza, lecz kocha...” Zamieszkał z rodziną w wiosce Villasandino, ok. 40 km na zachód od Burgos.

Ostatni powrót
Do klasztoru trzeci raz powrócił 15.12.1937 r. Powołanie było bardzo głębokie i nieodwołalne. Życiem poświadczał wartość i wagę zakonnego powołania. Pisał:

„Być świętym nie oznacza czynić koniecznie wielkie rzeczy, ale wykonywać drobne czynności doskonale”. Tym razem w klasztorze pozostał już na dobre. Jego zdrowie szybko zaczęło się załamywać. Na początku 1938 r. był już bliski śmierci. Miał wówczas prosić: „Zabierz mnie ode mnie samego i daj siebie światu”.

Złożył wówczas śluby oblata, a jako oznakę szczególną otrzymał 17.4.1938 r. od przeora biały mnisi habit. Zapisał: „wieczyste śluby na zawsze, na zawsze!” 21.4.1938 r. odwiedził go, po raz ostatni, jak się miało okazać, ojciec. Rafał zmarł parę dni później, 26.4.1938 r. Pochowano go na klasztornym cmentarzu.

Dany światu
Bóg zabrał go, człowieka, który w odejściu od świata, w kontemplacji, szukał drogi do Pana, „od niego samego”, ale jednocześnie w przedziwny sposób dał, przywrócił go, przybliżył go, światu. Jego kult bowiem w niewytłumaczalny sposób rozszerzył się poza mury klasztorne.

Dekret o heroiczności jego cnót został promulgowany 7 września 1987 r. Beatyfikowany w Rzymie 27 września 1992 roku przez papieża Jana Pawła II. Kanonizowany w Rzymie 11 X 2009 r. przez papieża Benedykta XVI.

Podczas uroczystości Światowych Dni Młodzieży w Santiago de Compostela, życzenie uznania Rafała za przykład dla młodych ludzi dzisiejszego świata. Św. Jan Paweł II mówił wówczas:
„Błogosławiony Rafał Arnáiz Barón swym krótkim, ale intensywnym życiem mnicha - trapisty- stał się przykładem - w szczególności dla ludzi młodych — bezwarunkowej, pełnej miłości odpowiedzi na powołanie Boże. ,,Tylko Bóg”, powtarzał często w swych zapiskach duchowych. Jego życie niech będzie dla wszystkich dusz powołanych do życia kontemplacyjnego przykładem wierności!
,,Pan króluje na wieki, Bóg twój, Syjonie – przez pokolenia’’ Ps 146, 10: to specjalne przesłanie, które przynosi nam błogosławiony Rafał, który w kontemplacji Boga odnalazł i zrealizował pełnię powołania swego życia.

,,Pan króluje na wieki’’. Króluj, o Panie, wśród ludów, które obdarzyłeś zaszczytem narodzin i powołania nowego błogosławionego! Króluj wszystkim ludom na całej ziemi! Niech wsparcie nowego orędownika sprawi, że młode generacje naśladować będą jego przykład i zaniosą światło Ewangelii poza próg nowego chrześcijańskiego tysiąclecia”…

Benedykt XVI. 11.10.2009 podczas kanonizacji mówił:
„Pochodził z bogatej rodziny i był, jak sam o sobie mówił, ‘trochę zamyślonym marzycielem’, ale jego marzenia nie rozpływały się w blasku materialnych dóbr i innych atrakcji, niejednokrotnie proponowanych mu z wielką natarczywością. Powiedział ‘tak’, ale na powołanie podążania za Jezusem, natychmiast i bezwarunkowo, bezgranicznie i z pełną determinacją.
I tak rozpoczęła się jego podróż, która zawiodła go w zaledwie kilka lat od chwili, gdy już w klasztorze [trapistów] zdał sobie sprawę, że ‘nie wie, jak się modlić’, do szczytów duchowego życia. Szczerze i naturalnie malował tę drogę w swych listach.

Brat Rafał, żyjący jakże blisko nas, do dziś swym przykładem i życiem wskazuje nam pociągającą drogę — szczególnie dla młodych ludzi, których nie zadowala namiastka ale pragną dążyć do poznania całej prawdy — do osiągnięcia szczęścia poprzez miłość Bożą. ,,Życie miłością, to jedyny powód życia”, mówi do nas nowy święty. I podkreśla: ,,wszystko jest owocem Bożej miłości’.
Niech Pan przychyli się do jednej z ostatnich modlitw św. Rafała Arnáiz, kiedy ofiarował Bogu swoje całe życie, prosząc go: ,,Zabierz mnie ode mnie samego i daj siebie światu’’. Niech da siebie, by odnowić życie wewnętrzne współczesnych chrześcijan''...

Słowa św. Rafała:
„W imię świętego Boga biorę dzisiaj pióro, aby moje słowa, blaknące na białej kartce, służyły wiecznemu uwielbieniu błogosławionego Boga, autora mojego życia, duszy i serca. Chciałbym, aby cały wszechświat, z planetami, ciałami niebieskimi i systemami gwiezdnymi był ogromną powierzchnią, wypolerowaną i lśniącą, gdzie mógłbym napisać imię Boże. Pragnąłbym, aby mój głos był potężniejszy od tysięcy grzmotów, silniejszy od huku morza i straszniejszy od pomruku wulkanów, aby powiedzieć jedno: Bóg!

Chciałbym, aby moje serce było tak wielkie jak niebo, czyste jak aniołowie, nieskazitelne jak gołębica, żeby umieścić tam Boga! Ale skoro cała ta wielkość, o której marzysz, nie może stać się rzeczywistością, musisz zadowolić się odrobiną i samym sobą, choć jesteś niczym, bracie Rafale, ponieważ choćby nic powinno ci wystarczyć…
Dlaczego milczeć? Dlaczego to ukrywać? Dlaczego nie wołać na cały świat i głosić na cztery wiatry o cudach Bożych? Dlaczego nie powiedzieć ludziom i tym, którzy chcą usłyszeć: Widzicie, czym jestem? Widzicie, czym byłem? Widzicie moją nędzę, tarzającą się w błocie? Jednak to nie ma znaczenia: rozradujcie się, pomimo tego posiadam Boga. Bóg jest moim przyjacielem! Bóg mnie kocha taką miłością, że gdyby cały świat to rozumiał, wszystkie stworzenia stałyby się szalone i krzyczałyby ze zdumienia. A jeszcze mało tego. Bóg mnie tak kocha, że nawet aniołowie tego nie pojmują! Wielkie jest miłosierdzie Boże! Kochać mnie, być moim przyjacielem, bratem, ojcem, nauczycielem. Być Bogiem, a ja, być tym, czym jestem! Ach, mój Jezu, nie mam ani papieru, ani pióra. Cóż mógłbym powiedzieć! Jak nie oszaleć?”

,,Gdyby świat wiedział, jak kochać Boga choćby trochę, kochałby także swego bliźniego. Kiedy kocha się Jezusa, kiedy kocha się Chrystusa, kocha się niechybnie to, co On kocha. Czy nie umarł z miłości do ludzi? Ponieważ, przemieniając nasze serca w serce Chrystusa, odczuwamy i dostrzegamy efekty, a największym z nich jest miłość, miłość woli Ojca, miłość do świata, który cierpi, trudzi się, odległego brata, czy jest Anglikiem czy Japończykiem, mnichem, miłość do Maryi. Wreszcie któż mógłby zrozumieć miłość Chrystusa? Nikt; ale niektórzy posiadają kilka małych iskierek, ukrytych, w ciszy, o których świat nie wie.

Mój Jezu, jaki jesteś dobry! Wszystko robisz niezwykle dobrze. Pokazujesz mi drogę, pokazjesz mi cel. Drogą jest słodki krzyż, poświęcenie, zaparcie się siebie, czasami krwawa walka, która toczy się we łzach, na Kalwarii lub w ogrodzie Oliwnym. Drogą jest, Panie, bycie ostatnim, chorym, ubogim... Ale nieważne, wręcz przeciwnie!... Te wyrzeczenia są miłe, kiedy wzbudzają w duszy miłość, wiarę i nadzieję; w taki sposób zamieniasz ciernie w róże.

A cel? Celem jesteś Ty, nikt inny, niż Ty. Celem jest wieczne posiadanie Ciebie w niebie, z Maryją, ze wszystkimi aniołami i świętymi. Ale to będzie wysoko, w niebie. A żeby zachęcić wątłych, słabych, strachliwych jak ja, objawiasz się czasami w ich sercach i mówisz: „Czego szukasz? Czego chcesz? Kogo wołasz? Popatrz, kim jestem. Jestem prawdą i życiem”... Zatem, Panie, Ty napełniasz duszę Twoich sług niewyrażalnymi radościami, które rozważa się w ciszy, które człowiek zaledwie ośmiela się wyjaśnić. Mój Jezu, jakże Cię kocham, pomimo tego, jaki jestem. Im bardziej jestem biedny i nędzny, tym bardziej Cię kocham. Zawsze będę Cię kochał; zaczepię się o Ciebie i nie puszczę Cię: już nie wiem, jak się wyrazić.''

,,Pragnienie jedynie tego, co Bóg chce, wydaje się logiczne dla tych, którzy naprawdę Go kochają. Poza Jego pragnieniami, nasze pragnienia nie istnieją, a jeśli by istniało choć jedno, to tylko dlatego, że jest zgodne z Jego wolą, lecz jeśli by nie było zgodne, to by oznaczało, że nasza wola nie jest zjednoczona z Jego. Jeżeli jednak jesteśmy naprawdę zjednoczeni przez miłość z Jego wolą, nie pragniemy niczego, czego On nie pragnie, nie kochamy niczego, czego On nie kocha i całkowicie zdani na Jego wolę, cokolwiek nam da, lub gdzie nas postawi, jest nam to obojętne. Wszystko to, co chce od nas, będzie nie tylko nam obojętne, ale także, co więcej, przyjemne.
Nie wiem, czy się mylę w tym, co mówię; poddaję się całkowicie Temu, który rozumie te rzeczy; ja mówię jedynie to, co czuję. Naprawdę, nie pragnę niczego więcej, jak kochać Go, a całą resztę pozostawiam w Jego rękach. Niech się wypełni Jego wola! Każdego dnia jestem coraz szczęśliwszy, w moim całkowitym oddaniu się w Jego dłonie.
Szukałem prawdy i nie znalazłem jej, szukałem miłości i dostrzegłem u ludzi jedynie kilka jej iskierek, które nie napełniły mojego serca, spragnionego miłości; szukałem pokoju i zobaczyłem, że nie ma już pokoju na ziemi. Ta iluzja przeminęła, minęła łagodnie, niedostrzegalnie. Pan, który mnie olśnił, żeby przyciągnąć mnie do siebie, otworzył mi oczy i jakże jestem teraz szczęśliwy! „Czego szukasz wśród ludzi? - pyta się mnie. Czego szukasz na tej ziemi, gdzie jesteś pielgrzymem? Jakiego pokoju pragniesz?” Pan jest dobry...; widzę teraz jasno, że prawdziwy pokój znajduje się w Bogu; że w Jezusie znajduje się prawdziwa miłość; że Chrystus jest jedyną prawdą...

Skoro dałeś mi światłość, żeby widzieć i zrozumieć, daj mi teraz, Panie, pojemne serce, bardzo duże, żeby kochać tych ludzi, którzy są Twoimi dziećmi, moimi braćmi, i w których moja ogromna pycha widziała przewinienia, ale nie widziała mnie samego. A gdybyś dał to, co mi ofiarowałeś, ostatniemu z nich? Ale Ty wszystko czynisz dobrze. Moja dusza opłakuje moje dawne dziwactwa, dawne przyzwyczajenia; nie szuka już doskonałości w człowieku, nie płacze więcej, kiedy nie znajduje miejsca, aby „spocząć” (Mt 8,20). Ona posiada wszystko. Ty, mój Boże, jesteś tym, który wypełnia moją duszę, jesteś moją radością, jesteś moim pokojem i wsparciem. Ty, Panie, jesteś moim schronieniem, moją twierdzą, moim życiem, światłością, pociechą, moją jedyną prawdą i jedyną miłością. Jestem szczęśliwy! Posiadam wszystko!
Posiadam jeden z tak wielkich skarbów. Chciałbym krzyczeć z radości i głosić wszelkiemu stworzeniu: uwielbiajcie Pana, kochajcie Pana, który jest tak wielki, który jest Bogiem... Świat nie widzi, świat jest ślepy, a Bóg potrzebuje miłości. Bóg potrzebuje dużo miłości. Nie mogę Mu dać wszystkiego, o co prosi, jestem mały, szaleję, chciałbym, żeby świat Go kochał, ale świat jest Jego wrogiem. Panie, jak wielka jest ta męka! Widzę to i nie znajduję żadnego rozwiązania. Jestem zbyt mały, nieznaczny. Miłość do Ciebie przygniata mnie, chciałbym, aby wszyscy bracia, przyjaciele i cały świat kochali Cię mocno...''

,,Jaką litość wzbudzają we mnie ludzie, którzy, widząc orszak Jezusa i Jego uczniów, pozostają niewzruszeni. Jaką radość musieli odczuwać apostołowie i przyjaciele Jezusa za każdym razem, kiedy jakaś dusza otwierała oczy, odrywała się od wszystkiego i dołączała do nich, idąc za Nazarejczykiem, który nie prosił o nic innego, jak o odrobinę miłości. Czy pójdziemy za Nim, drogi bracie? On widzi nasze zamiary, spogląda na nas, uśmiecha się i pomaga nam. Nie ma się czego obawiać, idziemy w ciszy jako ostatni w orszaku, który przemierza ziemie Judei, ale karmieni wielką, ogromną miłością. On nie potrzebuje słów. Nie musimy stawać w Jego zasięgu, aby nas ujrzał. Nie potrzebujemy wielkich uczynków, ani niczego, co przyciąga uwagę: będziemy ostatnimi przyjaciółmi Jezusa, ale tymi, którzy kochają Go najbardziej.
Błogosławiony Jezu, czego nauczyli mnie ludzie, o czym Ty byś mnie nie pouczył z krzyża? Wczoraj jasno widziałem, że można się nauczyć jedynie przychodząc do Ciebie i tylko Ty sam dajesz siły w cierpieniach i pokusach. Jedynie u stóp Twojego krzyża, widząc Ciebie przybitego gwoździami, można nauczyć się przebaczenia, pokory, miłosierdzia i dobroci. Nie zapominaj o mnie, Panie, spójrz na mnie, leżącego przed Tobą, i daj mi to, o co proszę. Potem niech przyjdą upokorzenia lub wzgardy..., to nie ma znaczenia! Z Tobą u boku mogę wszystko. Nadzwyczajna, zadziwiająca, niewyrażalna lekcja, jakiej mi udzielasz z krzyża, daje mi siły do wszystkiego.

Opluwano Cię, znieważano, biczowano, przybito do krzyża, a Ty, będąc Bogiem, przebaczałeś, pokornie milczałeś i ofiarowywałeś samego siebie. Co mógłbym opowiedzieć o Twojej Męce? Lepiej nic nie mówić lecz w głębi serca rozmyślać o tym, czego człowiek niegodny nie zdoła pojąć. Lepiej zadowolić się głębokim, namiętnym umiłowaniem tajemnicy Twojej Męki...

Jakże słodki jest krzyż Jezusa! Jak słodko jest cierpieć przebaczając!... Jak nie zwariować? Pokazuje mi swoje serce otwarte dla ludzi i pogardzane. Gdzie widziano i kto kiedykolwiek śnił o podobnym bólu? Jak dobrze żyje się w sercu Chrystusa! ''

Pisma duchowe, 25/01/1937
Jakie kręte ścieżki należy przejść, aby dojść do prostoty!... Bardzo często nie praktykujemy cnót, związane jest to z naszym sposobem komplikowania, odrzucania prostoty. Bardzo często nie potrafimy pojąć monumentalności, która kryje się w akcie prostoty. Szukamy rzeczy wielkich w tym, co jest skomplikowane; szukamy wspaniałości rzeczy w ich trudności...

Cnota, Bóg, życie wewnętrzne: przeżywanie tego zdawało mi się tak bardzo trudne! Teraz to nie jest tak, że posiadam szlachetne cechy, lub że moje poznanie Boga i życia ducha są całkowicie jasne, ale widziałem, że można dojść do tego właśnie dzięki innym sposobom, przez prostotę serca i nieskazitelność ducha... Tak, rzeczywiście, żeby posiąść cnoty, nie potrzeba planu kariery ani wieloletnich studiów. Wystarczy zwykły akt pragnienia, najczęściej wystarczy zwykła wola. Dlaczego zatem nie posiadamy zbyt często cnót? Ponieważ nie jesteśmy prości, ponieważ komplikujemy nasze pragnienia, ponieważ wszystko, czego pragniemy, staje się trudne, przez nasz brak woli. To, co pociąga wolę, to własne upodobanie, wygoda, rzeczy niepotrzebne i, bardzo często, nieuporządkowane pragnienia... Gdybyśmy tego pragnęli, stalibyśmy się świętymi i dużo trudniejsze jest bycie inżynierem niż bycie świętym.

Pisma duchowe, 04/03/1938
Niech przyjdą mędrcy, pytając, gdzie jest Bóg. Bóg znajduje się tam, gdzie mędrzec, z całą swoją wyniosłą wiedzą, nie może dotrzeć. Bóg znajduje się w sercu obojętnym na świat, w ciszy modlitwy, w cierpieniu jako dobrowolnej ofierze, w pustece świata i jego stworzeń. Bóg jest w krzyżu i dopóki nie umiłujemy krzyża, nie ujrzymy Go, nie poczujemy. Zamilknijcie, ludzie, którzy nie przestajecie hałasować!

Ach, Panie, jakże jestem szczęśliwy w moim zaciszu! Jakże Cię kocham w mojej samotności! Jakże chciałbym ofiarować Ci to, czego już nie posiadam, bo wszystko dałem Tobie! Poproś mnie, Panie. Ale co mogę Ci ofiarować? Moje ciało już posiadasz, jest Twoim; moja dusza, Panie, do kogo wzdycha, jeśli nie do Ciebie, abyś ostatecznie ją wziął? Moje serce jest u stóp Maryi, płaczące z miłości, nie pragnące nic więcej, prócz Ciebie.

Moja wola: czy przypadkiem, Panie, pragnę tego, czego Ty nie pragniesz? Powiedz mi to, powiedz mi Panie, jaka jest Twoja wola, a ja dostosuję moją. Kocham wszystko, co mi posyłasz i dajesz, zarówno zdrowie jak i chorobę, równie dobrze bycie tu, jak i tam, tę rzecz lub inną; weź moje życie, Panie, kiedy tylko zechcesz. Jakże nie być szczęśliwym w taki sposób? Gdyby świat i ludzie wiedzieli. Ale nie dowiedzą się: są zbyt zajęci swoimi sprawami, ich serca są pełne rzeczy, które nie są Bogiem.''

Materiały ze stron: 
-„L’Osservatore Romano, wydanie polskie” 11 (147)/1992, s. 7-9, oraz stron internetowych ojców
-https://magazynzapisz.wordpress.com/2015/06/20/sw-rafal-arnaiz-baron-1911-1938-trapista-hiszpanski-04-03-1938/
-http://www.mogila.cystersi.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=56:sw-rafal-arnaiz-baron-biografia&catid=55:swieci-cysterscy&Itemid=105
-http://www.mogila.cystersi.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=128:sw-rafal-arnaiz-baron-oblat-homilia&catid=55:swieci-cysterscy&Itemid=105
-http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0416stRAFALARNAIZmystic01.htm
-http://www.dailygospel.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20120504
http://www.levangileauquotidien.org/main.phplanguage=PL&module=commentary&localdate=20120724
-http://www.evangeliumtagfuertag.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20140610
-http://ewangelia.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20141117
-http://evangeliumtagfuertag.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20140220
-http://www.levangileauquotidien.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20140715
-http://www.levangileauquotidien.org/main.php?language=PL&module=commentary&localdate=20140212

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz